Zamknij

Mount Everest zaczął się w Pieninach – niezwykła droga Piotra Burczyńskiego

16:25, 07.06.2025
Skomentuj Piotr "Pepe" Burczyński Piotr "Pepe" Burczyński

Choć urodził się i wychował nad morzem, jego serce od zawsze tęskniło za górami. Wystarczyła jedna wyprawa w Pieniny, by wszystko się zmieniło. – „Zabranie mnie w góry to był błąd – straciłaś męża” – żartował przyjaciel do żony bohatera tej opowieści, widząc z jaką pasją oddał się górskim wędrówkom. To właśnie wtedy, latem 2017 roku, rozpoczęła się niezwykła droga - od pierwszych kroków w Pieninach, przez zdobycie korony gór Polski, aż po wejście na Mount Everest. To nie tylko historia o górskich szczytach, ale przede wszystkim o wewnętrznej determinacji, pokonywaniu własnych słabości i budowaniu nowej tożsamości - krok po kroku, szczyt po szczycie. Rozmawiamy z mieszkańcem gminy Pruszcz Gdański Piotrem "Pepe" Burczyńskim, zdobywcą najwyższej góry świata - Mount Everest.

Portal Nasz Pruszcz: Skąd wzięła się u Pana – człowieka z nad morza - pasja do gór?

Piotr "Pepe" Burczyński: Zawsze przy spotkaniach rodzinnych mówiłem, jak bardzo chciałbym pochodzić po górach, ponieważ czuję, że to jest coś dla mnie. I w 2017 roku podczas jednego z takich spotkań, mój znajomy zaproponował, żebyśmy wspólnie pojechali w polskie góry. On miał duże doświadczenie w chodzeniu po górach i opowiadał, jakie to wspaniałe uczucie, jak on się tam dobrze czuje. I wówczas w lipcu 2017 roku pojechaliśmy wspólnie, z naszymi żonami w góry. Były podczas tej wycieczki dwa dni, kiedy sami pojechaliśmy do Szczawnicy, aby wyjść w góry. Kiedy wróciliśmy, mój kolega powiedział żartobliwie do mojej żony, że zabranie mnie w góry to był chyba wielki błąd ponieważ właśnie "straciłaś" męża. Chodziło o to, że tak mi się to spodobało, że nie wyobrażałem sobie, żeby tej pasji nie kontynuować. Piotr, mój kolega myślał, że mnie "przeczołga" i odechce mi się chodzenia po górach. Ja wówczas byłem sporej postury, co jednak nie przeszkodziło mi zakochać się w górach. 

Jak wyglądały Pana pierwsze wspinaczkowe kroki?

To były właśnie moje pierwsze spinaczkowe doświadczenia. W kolejnym roku wpadłem na pomysł, aby zrobić koronę gór polskich. Wystarczyło nam trzynaście dni, aby zdobyć wszystkie szczyty. Jeździliśmy praktycznie co weekend, robiąc po trzy, cztery szczyty i właśnie w ciągu trzynastu dni udało nam się zdobyć je wszystkie, a wiec dwadzieścia osiem szczytów. Po zdobyciu korony gór polskich, zrodził mi się pomysł, aby spróbować czegoś więcej i wpadłem na pomysł zdobycia Kazbeku i Elbrus. Zapisałem się do Polskiego Klubu Alpejskiego, co umożliwiło mi pojechanie na taką wyprawę. Wcześniej zrobiłem też letni kurs spinaczkowy.

W lipcu 2019 roku poleciałem do Gruzji i stamtąd rozpoczęliśmy wyprawę na Kazbek i Elbrus. Okazało się, że znalazłem się wśród sportowców wyczynowo uprawiających sporty. Ja natomiast tylko dwa razy w tygodniu grałem w piłkę, jednak odważyłem się i chciałem zdobyć te dwa szczyty. Pomimo niewielkiego przygotowania a dzięki mojemu uporowi udało mi się je zdobyć a jak się okazuje nie wszyscy moi towarzysze z tej wyprawy tego dokonali. Jak się okazało, nie zawsze przygotowanie fizyczne jest kluczowe, ale też predyspozycje organizmu do aklimatyzacji. Następnie Bogusław Magrel, prezes Polskiego Klubu Alpejskiego zasugerował mi, aby zadbać bardziej o siebie. Wówczas zrezygnowałem z jedzenia mięsa i spożywania alkoholu i do dnia dzisiejszego trzymam się tych zasad. 

[FOTORELACJA]1116[/FOTORELACJA]

Dołącz do nas na Facebooku!Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i fotorelacje. Jesteśmy tam, gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kiedy po raz pierwszy pojawił się pomysł zdobycia Mount Everestu?

Po wspomnianej wyprawie narodził mi się pomysł na jeszcze większy projekt, postanowiłem, że bardzo chciałbym zdobyć koronę gór świata. W 2020 roku pojechałem, aby zdobyć Kilimandżaro. To była super przygoda, udało mi się zdobyć ten szczyt. Następnie zacząłem planować dalszą realizację projektu. W skład korony gór świata powinno wchodzić siedem szczytów, lecz trzeba zaznaczyć, że w Europie oraz Australii i Oceanii dwa szczyty są sporne, więc tak naprawdę trzeba zdobyć ich dziewięć. Na dzień dzisiejszy zdobyłem sześć szczytów. Została mi Australia i Ocenia i Góra Kościuszki oraz moje plany na przyszły rok to wyjazd na Antarktydę i zdobycie Masywu Vinsona a w kolejnym roku dopiero powrót do Australii i Oceanii i zdobycie Piramidy Carstensz. Tak więc jeśli chodzi o Mount Everest, był on po prostu częścią moich planów wyprawowych. Mam zawarty kompromis z żoną, że wyjeżdżam na wyprawę raz w roku. Chciałbym się jednak pochwalić, że moja żona Ewa i syn Błażej również ukończyli koronę gór polskich, a więc również zdobyli dwadzieścia osiem szczytów. 

Jak wyglądały przygotowania do wyprawy, nie tylko fizyczne, bo zapewne ten aspekt psychologiczny również ma ogromne znaczenie podczas takiej wyprawy?

Jeśli chodzi o przygotowania, to równie ważne jest to przygotowanie fizyczne jak i psychiczne. Jest to bardzo duża i ciężka praca. Cały rok zaplanowałem pod kontem zdobycia Mount Everest. To były różnego rodzaju porady psychologów czy medytacje.

Proszę opowiedzieć, jak wyglądała sama wyprawa - od przylotu do Nepalu po wejście na szczyt?

W Nepalu mieliśmy chwilę, aby ulokować się w hotelu, szybko przepakować rzeczy i w zasadzie ruszyliśmy już w górę, to tzw. marsz aklimatyzacyjny. Weszliśmy na na 6 tys. metrów na Labouche i właściwie już 14 maja byliśmy gotowi, aby zaatakować szczyt. Mieliśmy dużego pecha, ponieważ dwukrotnie nie trafialiśmy w okno pogodowe. Przy pierwszym podejściu dostaliśmy informację, że będzie silny wiatr i musieliśmy się wycofać. Jeden człowiek z naszej pięcioosobowej ekipy zrezygnował. Za kolejnym podejściem ponownie nie trafiliśmy w okno pogodowe i również musieliśmy zejść. Przy trzecim podejściu mój lider dostał infekcji płuc więc też nie mógł kontynuować wejścia na szczyt. Wejście kontynuowałem z naszej grupy jako jedyny, towarzyszyli mi szerpowie. Przy trzeciej próbie udało się zdobyć Mount Everest. Zajęło mi to siedem godzin a zejście do bazy niecałe trzy godziny.

Co było najtrudniejszym momentem podczas całej ekspedycji?

najtrudniejszym momentem był czas oczekiwania na to faktyczne okno pogodowe. Mówiono, że takie okno pogodowe trwa dwa, trzy dni a u nas to były jedynie kilku godzinne okna. Fizycznie byłem bardzo dobrze przygotowany. Bardziej bałem się ze nie załapię się na okno pogodowe i nie udami się osiągnąć celu. 

Jakie emocje towarzyszyły zaraz po wejściu na szczyt?

Mając już trochę doświadczenia spinaczkowego, nie czułem specjalnych emocji wchodząc na szczyt. Oczywiście, w podświadomości była radość, ale ona jest przeze mnie zawsze tonowana. Dla mnie zejście jest ważniejsze niż zejście. Widziałem wiele rzeczy, które działy się przy zejściu z innych gór podczas moich wcześniejszych wypraw. Emocje pojawiły się dopiero po zejściu w bezpieczne miejsce.

Jakie są Pana plany na przyszłość? Jak himalaista może znaleźć motywacje po tym, gdy zdobył najwyższy szczyt świata?

W tej chwili to kontynuacja mojego projektu, a więc zdobycie korony gór świata. W przyszłym roku wybieram się na Antarktydę, żeby zdobyć kolejny z najwyższych szczytów na ziemi.

Dziękuję za rozmowę.

[ZT]19467[/ZT]

[BANER]0[/BANER]

(Rozmawiał: Maciej Szalbierz/Portal Nasz Pruszcz)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

OSTATNIE KOMENTARZE

0%